Jak człowiek wraca z urlopu to często wpada w wir rzeczy nie zrobionych, do załatwienia pilnie albo na wczoraj. W pracy go zasypują, a w domu w lodowce zdechły już nawet pingwiny.
I tak niepostrzeżenie mija dzień za dniem i dopiero przypomnienia gdzie obiecane zdjęcia, wybijają z letargu. Także czas nadrobić zaległości!
W czasie planowania urlopu, przeglądając mapę ot tak Alex wpisał w google belgijską miejscowość Brugge. Wyglądała całkiem urokliwie, więc postanowił dodać ją do trasy przejazdu.
Alex ruszył z Antwerpii z samego rana, do jak się okazało niezwykle urokliwej, oddalonej o 90km miejscowości.
Z uwagi na dużą ilość kanałów Brugge nazywana jest “Flamandzką Wenecją“.
Brugge to też wymarzone miejsce dla miłośników czekolady. Na każdym rogu znajdują się sklepiki z kuszącymi z wystawy pysznościami. Odchodząc nieco od centrum można je znaleźć nawet w miarę przystępnych przyzwoitych cenach. Alex kupił kilka na spróbowanie, ale szczerze mówiąc, chyba przez to jak wszyscy wychwalają te czekoladki, to wzrastają oczekiwania i Alexa na kolana nie powaliły 😉
Zresztą czekolada doczekała się nawet własnego muzeum Choco-story.
Ponoć drugim flagowym produktem miasta, zaraz po czekoladzie jest piwo.
Wiele rodzajów piwa swoją nazwę zawdzięcza właśnie Brugge – na przykład Brugs Blond, Brugse Tripel, Brugs
Witbier i Brugse Zot. Tylko to ostatnie produkowane jest właśnie w Brugge.
Wiele rodzajów piwa swoją nazwę zawdzięcza właśnie Brugge – na przykład Brugs Blond, Brugse Tripel, Brugs
Witbier i Brugse Zot. Tylko to ostatnie produkowane jest właśnie w Brugge.
Alexa jednak najbardziej zachwyciły sklepy z ozdobami świątecznymi. Kunszt ich wykonania naprawdę robi wrażenie, ceny niestety też.. da się jednak znaleźć też coś w przedziale do 5 euro.
Poniżej już sama miejscowość. Trzeba przyznać, że gdzie człowiek nie spojrzy, jest po prostu ładnie i czysto. Niezależnie od tego czy w centrum czy na obrzeżach.
Brugge jest mocno turystyczną miejscowością, więc w sezonie trzeba się liczyć ze sporym zagęszczeniem ludzi na metr kwadratowy. Z każdego kąta wygląda do nas jakiś mały hotelik czy restauracja, umiejscowione w urokliwych ceglanych kamienicach. Ponoć mieszkańcy w sezonie stanowią zaledwie 10 % ludności spotykanej na ulicy.
Z racji turystycznego charakteru miejscowości trzeba się liczyć również z turystycznymi cenami, zwłaszcza w Centrum. Sklepów spożywczych czy niedrogich miejsc, gdzie można zjeść trzeba szukać raczej poza ścisłym centrum.
Oczywiście jak w każdym mieście warto zajrzeć na Stary Rynek (Grote Markt). Zobaczymy tu dzwonnice Belfry czy gmach lokalnego sądu. Po środku rynku stoi statua Jana Breydela i Pietera de Conincka.
Rynek w Brugge został gruntownie odrestaurowany w 1995 roku. Alex poleca przejść się po uliczkach okalających rynek, które zdradzają prawdziwy urok miasta.
Rynek w Brugge został gruntownie odrestaurowany w 1995 roku. Alex poleca przejść się po uliczkach okalających rynek, które zdradzają prawdziwy urok miasta.
Stojaki na rowery – całkiem pomysłowe 😉
Nie udało się odkryć Alexowi jaki tkwi sekret w urodziwych i kształtnych Paniach z okienka, ale można je spotkać w różnych zakątkach Belgii.
Poniżej słynny Kanał Groenerei, znajduje się w Centrum ale nieco już na uboczu, jakieś 400 metrów od rynku.
Historia miasta sięga czasów Cezara, który to ponoć w obronie przed Wikingami,
wokół niewielkiego portu nad kanałem Zwin stworzył pierwsze fortyfikacje
dla ochrony osady przed najazdami. Później miasteczko weszło w skład Hanzy. Brugge uważane jest za średniowieczne miasto kobiet. O kobietach tego okresy mówi się jako o feministkach XIV wieku. Wszędzie były na drugim planie, za to w Brugge wolno im było samodzielnie dziedziczyć majątek, prowadzić przedsiębiorstwa i obracać wielkimi pieniędzmi. Kobiety oczywiście ochoczo korzystały z tych przywilejów. Brugge nazywane jest też kolebką kapitalizmu.
wokół niewielkiego portu nad kanałem Zwin stworzył pierwsze fortyfikacje
dla ochrony osady przed najazdami. Później miasteczko weszło w skład Hanzy. Brugge uważane jest za średniowieczne miasto kobiet. O kobietach tego okresy mówi się jako o feministkach XIV wieku. Wszędzie były na drugim planie, za to w Brugge wolno im było samodzielnie dziedziczyć majątek, prowadzić przedsiębiorstwa i obracać wielkimi pieniędzmi. Kobiety oczywiście ochoczo korzystały z tych przywilejów. Brugge nazywane jest też kolebką kapitalizmu.
Na zdjęciu poniżej wspominany wcześniej gmach lokalnego sądu, znajdujący się na starym rynku.
3 comments
Sekretarka Bożeny: Coś się Alexowi o uszy obiło, apropo tego filmu, nawet rozważa obejrzenie 😉
Lady Yenna: Dziś Alex słyszał, że nawet twórcy kalendarza Pirelli, przygotowując w tym roku kalendarz wybrali modelki bardziej kształtne, niż tradycyjne wieszaki.. więc może jeszcze udział w wyborach Miss nie jest stracony ;D
Genialne są te Panie z okienka. Jakby taki był kanon piękna w Europie to mogłabym wziąć udział w wyborach Miss 😀
Tam całkiem niezły film nakręcono z Collinem Farellem 🙂 Pozdrowienia Bruggi się nazywa, czy jakoś tak 🙂
Jest tam zupełnie ślicznie, choć w sezonie to pewnie gorzej niż w Sopocie.