Odkrywamy ostatnio podróże przez życie codzienne z innej perspektywy. Mama z dwulatką na nogach i niemowlakiem w wózku. I szczerze powiem, że nie do końca podoba mi się to co widzę. Będzie zatem co nieco na temat dziecka w miejscu publicznym.
W miejscu publicznym czyli gdzie? W restauracji, autobusie czy w sklepie.
DZIECKO W KOMUNIKACJI PUBLICZNEJ
Sytuacja:
Do faktu, że ludzie w komunikacji miejskiej unikają wzrokiem kobiet w ciąży, by nie ustąpić jej miejsca, już naprawdę przywykłam. Natomiast wsiadającej mamy z wózkiem i dwulatkiem na nogach to już ciężko nie zauważyć. Serio.
Wracałyśmy ostatnio ze żłobka do domu autobusem. Dopiero po 3 razie gdy o mały włos, a nastąpiło by bliskie spotkanie z podłogą, ktoś postanowił nam jednak ustąpić miejsce. Wierzcie mi, że wejście i wyjście do autobusu, tramwaju czy pociągu w takim zestawie do najprostszych zadań nie należy, a już stojący na nogach dwulatek w komunikacji miejskiej jest jak pocisk armatni czekający na wystrzał.
Obiektywnie patrząc:
Dla dziecka przejazd autobusem czy tramwajem to nie lada atrakcją, a podróż pociągiem całą wyprawą. Zakup biletów, a potem ich skasowanie to całkiem fajną zabawą. PRzy tym jest to też dobra lekcja zachowań społecznych.
Wykażmy więc wszyscy odrobinę więcej empatii i zrozumienia. My, jako rodzice, staramy się by nasze dzieci nie były uciążliwymi współpasażerami. Choć wiadomo, że sytuacje bywają rózne. Przed wejściem do komunikacji publicznej każdorazowo ustalamy zasady:
- nie krzyczymy;
- nie przepychamy się by usiąść przy oknie;
- nie kłócimy się o jedyne wolne miejsce przy oknie 😉
- nie stajemy w butach nie siedzaniu;
- po wejściu do autobusu siadamy, a potem kasujemy bilet;
Całość sprowadza się do: staramy sie nie przeszkadzać innym. Zasady powtarzamy jak mantrę przed każdym wejściem do komunikacji publicznej. Staramy się zwykle wybiegać o krok do przodu i mówić dziewczynom co będziemy robic za chwilę np. wychodząc ze złobka czy przedszkola mówię: “dziś pojedziemy autobusem do domu, bo tata został dłużej w pracy”. Może się jednak zdażyć, że spotkacie nas kiedyś w autobusie, gdy ktoś z nas będzie miał gorszy dzień i nie będzie idealnie.
To samo tyczy się ustępowania miejsca. Ja wiem, ze teraz wszyscy zajęci i ciężko nos podnieść znad telefonu. Jednak starajmy się ustępować miejsca kobietom w ciąży (tak wiem ciażą to nie choroba), rodzicom z małymi dziećmi i osobom starszym.
DZIECKO W SKLEPIE
Sytuacja:
Innym razem, gdy Martyna miała jakoś 3-4 miesiące wybrałam się z nią do apteki. Z racji, że była spora kolejka, a ona płakała i za nic nie mogłam jej uspokoić postanowiłam skorzystać z pierwszeństwa. W tej aptece (jak i w wielu innych miejscach) kobiety w ciąży i z małymi dziećmi obsługują bez kolejki. Pewna niezadowolona Pani, na oko 40-sto letnia, raczyła skomentować, że zabrałam ze sobą dziecko tylko po to, by wymusić obsługę bez kolejki. Naprawdę?! Aż cisnęło mi się na usta, żeby jej powiedzieć że ma rację, bo normalnie to zostawiam niemowlaka samego w domu, darowałam jednak sobie bezsensowną dyskusję.
Obiektywnie patrząc:
Najszybciej byłoby zrobić zakupy samemu (bez dziecka). W praktyce jednak nie zawsze jest to możliwe. Pomimo, że takie zakupy zwykle są też dużo szybsze. Patrzac jednak na to z drugiej strony, nie wiem czy całkiem dobrym pomysłem jest zupełne odizolowanie dzieci od robienia zakupów.
Dlaczego? Martyna pomaga nam wybierać co kupujemy. Chce kupić marchewkę. To mówię jej o tym, a ona pomaga włożyć marchewkę do woreczka. Wybiera też sobie jaki chce jogurt czy które ciastka weźmiemy na deser dla gości. Uczy się przy tym, że każda rzecz kosztuje i trzeba za nią zapłacić. Nie będę ukrywać, że czasem w przypadku dwulatka kończy się to histerią. Natomiast ze starszymi dziecmi jest już nieco łatwiej. Myślę, że warto uczyć dziecka wartości pieniądza od początku, tak by dzieci wiedziały, że mamy pewne ograniczenia. Dlatego też na zakupy zwykle wybieramy się z listą potrzebnych rzeczy i staramy się kupować to co na tej liście się znajduje.
Z kolei, stojąc w kolejce do kasy, staramy się też uczyć pomału cierpliwości. To nie jest prosta sprawa, co widać często po reakcji dorosłych w sklepie, gdy przyjdzie im chwilę dłużej poczekać 😉
DZIECKO W RESTAURACJI
Sytuacja:
Innym razem siedzę z koleżankami w restauracji. Siedzimy, jemy obiad i pijemy herbatę. Nagle podbiega do nas mała dziewczynka. Na oko 3 letnia. Uderza jedną z nas. Niby dla zabawy, ale jednak.
Podchodzi mama i zanosząc się ze śmiechu, mówi: “Nie wolno, tak robić”. Mama się śmieje, więc dziewczynka uznaje to za dobrą zabawę.
Chwilę później znów uderza jedną z nas. Reakcja mamy taka sama.
Potem trzeci raz. Reakcja mamy taka sama.
Dziewczyna zaczyna biegać po całej sali i zaczepiać gości przy różnych stolikach. Mama krzyczy na dziewczynkę i cała scena kończy się płaczem i histerią.
Obiektywnie patrząc:
Jestem zdania, że dzieci należy zabierać do restauracji czy kawiarni. Powinny od najmłodszych lat uczyć się, jak zachowywać się w miejscu publicznym. Także w restauracji. Należy jednak pokazywać dzieciom jak się w takich miejscach zachowywać. Historii o tym, jak to dziecko skacze po stole, a rodzice zamiast zareagować śmieją się i nagrywają filmik, jest mnóstwo! Takim zachowaniom jestem przeciwna, ale tu wina leży po stronie rodziców.
Fajnie, że jest coraz więcej miejsc, które mają swoje kąciki dla dzieci, a niektóre całe place zabaw. To sprawia, że wizyta w takim miejscu jest łatwiejsza. Jeśli mamy możliwość, oczywiście wybieramy miejsca przyjazne dzieciom. Nie oszukujmy się. Nie zawsze jest wybór. Czasem trzeba usiąść i zjeść w najbliższym miejscu, albo tam gdzie jest miejsce.
Co robimy by wypad do restauracji był przyjemny dla wszystkich?
- Dajemy dziecku wybrać miejsce przy stoliku i co chce zjeść. Jeśli dziecko dostanie na talerzu to na co ma ochotę jest większa szansa, że usiądzie i zje spokojnie.
- W domu jemy obiad przy stole. Każdy na swoim miejscu. Jak zje i się napije wstaje od stołu i biegnie do zabawek. Przy stole w czasie posiłku się nie bawimy. Pewne zachowania wynosimy z domu, dlatego jeśli w domu biegamy z talerzem po całym mieszkaniu, to nie oczekujmy, że w restauracji będzie zachowywać się inaczej.
- Nie oczekujemy od dziecka, że będzie siedzieć nieruchomo przy stoliku przez 2h. Jeśli nie ma miejsca do zabawy to zamawiamy, jemy i wychodzimy.
- Zabieramy ze sobą książeczkę lub zagadki, tak by szybciej minął czas oczekiwania na posiłek. Nie pozwalamy na bieganie między stolikami. Po pierwsze jest to niebezpieczne, bo obsługa nosi gorące talerze. Po drugie uciążliwe dla pozostałych gości. Nie pozwalamy też na krzyki, wrzaski itp. W kryzysowej sytuacji mamy na podorędziu ulubioną bajkę.
- Rozumiemy, że każdy ma czasem zły dzień, a czasem zły moment i pomimo wszelkich starań nagła histeria u dziecka może wystąpić. Staramy się ją wówczas jak najszybciej opanować, ale tu potrzeba też trochę zrozumienia ze strony innych osób. Czasem choćbyśmy starali się nie wiem jak to, ciężko wyciszyć malucha.
KARMIENIE I PRZEWIJANIE W MIEJSCU PUBLICZNYM
Tak jak wobec karmieniu dziecka w miejscu publicznym nie mam nic przeciwko. Nawet w pełni popieram. O ile robi się to taktownie i z głową 😉 ale przewijanie dziecka na stole w restauracji daleko wykracza poza moją granicę tolerancji zachowań społecznych.
Sytuacja:
Byliśmy jakiś czas temu w barze mlecznym w Warszawie. W pewnym momencie Pani ze stolika obok, postawiła na krześle niespełna dwuletniego chłopca i zaczęła zmieniać mu pieluchę. Gdy usłyszałam: O! Nie ma kupy?! myślałam, że padnę.. Ludzie jedzą przy stolikach, a Pani bez najmniejszego zażenowania przewija sporego już chłopca, który w tym czasie ogląda bajki na telefonie! Dodam tylko, ze toaleta znajdowała się jakieś 2m od ich stolika.
Obiektywnie:
Zdarzyło mi się przewijać dziecko na siedzeniu w samochodzie czy na trawie w parku pod drzewem. Jednak wszystko ma swoje granice. Przewijanie dziecka przy stoliku w restauracji, to już naprawdę gruba przesada!
Nawet jeśli w toalecie nie ma specjalnego przewijaka, można sobie poradzić bez niego. Warto zaopatrzyć się w przenośny turystyczny przewijak. Zajmuje niewiele miejsca, a ułatwia życie.
Jak my radzimy sobie w miejscu publicznym z dziećmi?
Staramy się zawsze myśleć krok do przodu. Jeśli wiemy, że czeka nas długa podróż w samolotem zabieramy ze sobą róże czasoumilacze, wśród nich naklejki.
Naklejki to jest w ogóle świetna sprawa. Już nie raz dzięki nim uniknęliśmy krzyków i awantur 😉
Naklejki, książeczka czy proste łamigłówki często nam towarzyszą. Gdy wiemy, że czeka nas oczekiwanie w kolejce do lekarza czy inna sprawa do załatwienia zabieram ze sobą coś czym będę mogła zając malucha w tym czasie.
Gdy wiemy, że czeka nas coś, co nie jest typową/codzienną sytuacją dla dziecka, sięgamy po książki. Polecamy tu
- serię o Kici Koci. W poszczególnych częściach widzimy Kicię Kocię w różnych sytuacjach: na plaży, w przedszkolu, w pociągu, na basenie czy u lekarza.
- z kolei mając w perspektywie lot samolotem, warto sięgnąć po Pepe leci samolotem. Podróż przedstawiona jest w najdrobniejszych szczegółach!
Czytanie książek pomaga maluchowi zrozumieć trudne i niecodzienne sytuacje. Niezależnie od tego, gdzie się wybieramy z dzieckiem, to od nas w dużej mierze zależy jak będzie się tam zachowywać.
Nasze dzieci to takie małe kalki. Kopiują zachowania, które widzą. Zarówno te dobre jak i te złe.
Jestem zdania, że z dzieckiem należy jeździć komunikacją publiczną, chodzić do muzeum, do sklepu i na plac zabaw. Należy jednak wprowadzić pewne zasady. Nie dotyczy to jednak tylko rodziców ale i ich otoczenia. O ile łatwiej będzie mamie z małymi dziećmi jeśli ktoś ustąpi jej miejsca w autobusie czy przepuści w kolejce w sklepie, gdy z wózka dobiega płacz.
Zabieramy nasze dzieci do ludzi. Nabierają w ten sposób ogłady, mam przynajmniej taką nadzieje. Oswajają się z obecnością obcych ludzi i uczą się jak zachowywać się w nowym miejscu i w nowej sytuacji. Przy okazji i my uczymy się wspólnego bycia na obcym gruncie 😉 Dzieci to nieodłączona część świata, także my powinniśmy uczyć się obcowania ze światem, a świat z nami. Warto by nie tylko rodzice starali się, by ich dzieci zanadto nie uprzykrzały życia innym ale również by inni nie patrzyli na rodziców z dziećmi jak na największe zło w miejscu publicznym.